Wiadomo nie od dzisiaj, że domowa włoszczyzna w każdym gotującym domu być powinna. W idealnym świecie, gdy tylko masz taka potrzebę ,masz ją zawsze pod ręką. Wstajesz skoro świt, myślisz sobie, że potrzebujesz marchewki do zupy, wychodzisz przed dom i w świetle poranka, prosto z przydomowego ogródka zrywasz jeszcze wilgotną od rosy….
A jak to jest u mnie? Zwykle kupuję ja, albo M. na ryneczku po trochu wszystkiego, z czego mniej więcej jedna trzecia pięknie testuje później możliwości wysuszenia tejże włoszczyzny jeszcze w czeluściach lodówki. Gorsza sytuacja jest wtedy, kiedy potrzebuje jej do zupy lub do sosu, a ja jej po prostu pod ręką nie mam! I własnie po to, aby uchronić się od takich sytuacji zaczęłam taką włoszczyznę … mrozić!
Domowa włoszczyzna – na czym polega fenomen mrożenia?
Oszczędność.
Właśnie tak! Mrożenie świeżo kupionych warzyw (owoców też się to dotyczy) pozwala na zachowanie ich składników odżywczych i nie zmarnowanie ani kawałeczka. Wykorzystujesz dokładnie tyle, ile potrzebujesz w danej chwili. Nie ma możliwości, żeby coś Ci spleśniało, wyschło lub zepsuło się w lodówce.
Czas.
Dokładnie tak, czas, czyli najcenniejsza waluta dzisiejszych czasów. Po pierwsze – stoisz w sklepie lub na rynku raz, ale kupując większą ilość, dzięki czemu za tydzień nie będziesz się zamartwiała, że nie masz włoszczyzny na bolognese na lasagne (baaaardzo stary przepis – TUTAJ). Po drugie – myjesz, obierasz i kroisz raz, a nie kilka/kilkanaście, więc raz robisz bałagan, a później tylko korzystasz. Po trzecie, najbardziej istotne – oszczędzasz czas przy gotowaniu – wyjmujesz pokrojone warzywa z zamrażalki, dodajesz do zupy, sosu czy innego dania i gotowe! Minimum 15 minut więcej dla siebie.
Organizacja.
Ten punkt ma bardzo wiele wspólnego z oszczędzaniem czasu przy gotowaniu. Dzięki takiemu przygotowaniu warzyw będziesz mogła szybko i bez większego problemu zrobić prosty szybki obiad. Po prostu, wchodzisz do kuchni, myślisz sobie – krupnik – i działasz. Domowa włoszczyzna z zamrażalki (pyszna i pełna smaku, pokrojona tak, jak lubisz), kilka dodatków, ziemniaki i kasza – krupnik gotowy! Wywar do risotto? Proszę bardzo – wyjmujesz bulion, podgrzewasz i możesz gotować pyszne risotto (TUTAJ lub TUTAJ <3)
Zero waste.
Dokładnie tak! To wcale nie tak, że idę ślepo za tym nurtem, ale przyznam, że tam, gdzie mogę, staram się go mniej lub bardziej świadomie wykorzystywać. Domowa włoszczyzna to dobro samo w sobie, czemu dowodzą poprzednie punkty. Natomiast biorąc pod uwagę fakt, ile przy jej przygotowywaniu powstaje ścinek i resztek, to naprawdę żal tego nie wykorzystać! Ja, idąc po łatwiźnie, ze wszystkich ścinek nagotowałam na wolnym ogniu pyszny, warzywny wywar. Taki wywar możesz albo zamrozić w woreczkach strunowych, albo zawekować (ale nie postoi jakoś specjalnie długo). Świetnie się nada na domowy rosół (przepis TUTAJ), ale również jako baza do sosów, czy do risotto.
Domowa włoszczyzna – przygotowanie:
Po pierwsze – wybierz najświeższą włoszczyznę, jaką tylko możesz kupić i już tego samego dnia się nią zajmij. Każdy dzień spędzony dodatkowo w lodówce zabiera część jej cennych właściwości odżywczych.
Warzywa dokładnie umyj przed mrożeniem. Jest to o tyle ważne, że później z tych obierek przygotujesz bulion, a bulion z piaskiem to zdecydowanie nie jest to, czego pragniesz, mogę Cię zapewnić 🙂
Warzywa pokrój według uznania, a następnie zamroź na płasko na blaszce – żeby były sypkie. Dopiero później przełóż je do woreczków strunowych i dokładnie opisz. Konieczna będzie data, gdyż taka domowa włoszczyzna jest zdatna do użytku przez około pół roku, później, nawet zamrożona traci swoje witaminy i smak.
A Ty jakie masz sposoby na ułatwienie sobie pracy w kuchni i zatrzymanie smaku warzyw na dłużej? Z chęcią poczytam o tym w komentarzach 🙂
Pozdrawiam
Gosia