Home Mama Z Rodziną w podróży – Zakopane cz. 1

Z Rodziną w podróży – Zakopane cz. 1

by Gosia Socha

Ten wyjazd był zaplanowany na wrzesień. Miał być prezentem od Męża na szóstą rocznicę ślubu. Nasze ówczesne auto miało jednak inne plany, więc wyjazd musieliśmy przesunąć. W sumie jakoś tak padło na kwiecień – bez żadnych wyszukanych powodów. Czekaliśmy na niego przez wiele ostatnich tygodni. Mi osobiście mega dały w kość. Cały marzec żyłam roczkiem Majki i powiem Ci szczerze, że pomimo tego, że dobrze się do tego przygotowałam, to wyeksploatował mnie na maksa. Dlatego też to zaplanowane Zakopane było super oderwaniem od codziennej harówki i fajnym punktem docelowym. Jest to też nasz pierwszy wyjazd w tym roku, stąd stał się sam z siebie super początkiem na nowy cykl wpisów – z rodziną w podróży 🙂

Dziecię młodsze zaprasza na naszą podróż 🙂

Spodnie i sweterek: ZARA KIDS / Buty: LASOCKI KIDS 

 

Full romantic czy full of zasadzkas?

Pojechaliśmy do Zakopanego na pięć dni. Piękna perspektywa – z daleka od domu, pogoda super, nastroje jeszcze lepsze. Takie wyjazdy są dla nas zawsze fajnym kopem energetycznym. Przynajmniej zawsze były. W systemie 2 + 2 to był nasz trzeci wypad, więc nie mieliśmy jakiś określonych obaw w stosunku do wypoczynku z dziećmi. Nie przewidzieliśmy jednak tego, że Majka, jako że jest na dosyć przekornym w stosunku do wyborów rodziców etapie, czyli –  ja już się nauczyłam chodzić i proszę mi tu nie przeszkadzać, może być lekkim … utrudnieniem w szybowaniu w górskich przestworzach. Wiesz, wyjazd na wakacje z dwójką dzieci w przedziale do lat trzech jest nafaszerowany endorfinami przeplatanymi z ciśnieniem równym przedzawałowemu, oraz praktycznie totalnie pozbawiony romantyzmu 🙂 Nie masz szans na spokojną kawę na Krupówkach tylko we dwoje 🙂

Dobrze, że braciszek pilnował 🙂
Jara się rzeką!

Mandat za złe nawyki żywieniowe 🙂

Spokojny posiłek jest możliwy wówczas, gdy ciekawość świata tejże dwójki przyciągnie bardzo pedagogicznie włączona bajka na telefonie. To wcale nie tak, że mamy niegrzeczne dzieci, bo są naprawdę ekstra (swoją drogą, znacie kogoś, kto by się do tego przyznał?). Po prostu dwójka małych szkrabów nie jest najcichszymi kompanami dla pragnących odpoczynku gości restauracji. Nie wspominając już o ilości okruchów pozostawionych przez naszą młodszą latorośl. Bo przecież trzeba zaspokoić tę istotę żądną spróbować wszystkiego co jemy my i głośno to manifestując swoim słowiczym krzykiem roczniaka! Zapomniałabym – nic naszej córce nie smakuje tak, jak towar wymiętoszony w jej słodkiej, ośmiozębnej buzi, wypluty, obejrzany z każdej strony i ponownie w tejże buzi umieszczony. Nic to, że przy tej smakoznawczej wędrówce połowa tegoż pożywienia ląduje poza zasięgiem ręczno – paszczowym, zwykle na podłodze. Nie wspomnę już jak „skrzętnie” ta podłoga jest ogarniana przez Rodziców wyżej wspomnianej 😉 No fun and full romantic!

Zawzięcie czyta!
Udają grzecznych do zdjęcia <3

Darmowy CROSS – KID dla Niego 😉

Zaplanowany wcześniej spacer Doliną Chochołowską wśród pięknie kwitnących krokusów to był strzał w … kolana Mężulka! Naprzemiennie musiał nosić najpierw młodszą, która ze względu na swój wiek nie umiała usiedzieć w spokoju dłużej niż trzy minuty. Po zakończonym turnusie z jednym, świat z lotu barków Męża mego, a ich Taty osobistego oglądało starsze – pewnie po to, aby mieli co sobie nocami opowiadać 🙂  Natomiast zdjęcia piękne są? Są! Uśmiech na nich jest? Jest! U starszego zadziałało przekupstwo – czyli lody, u młodszej – wyszło może z pięć zdjęć na trzysta cykniętych, ale co tam!

Nie ma to jak spragnioną siostrę napoić 🙂

Bluzy dzieciaków: I LOVE MILK / Opasa Majka: I LOVE MILK / Wózek: Jole / SPODNIE MAJA: ZARA

Czego chcemy? Nie wiemy! Kiedy tego chcemy? NATYCHMIAST!

Nie obyło się też bez ogromnego kryzysu! Na miejscu byliśmy w poniedziałek około siedemnastej. Równo 24h później chciałam uciec stamtąd jak najdalej, wrócić do domu i mieć ten wjazd już za sobą. Pamiętam to jak dziś. Był to wtorek, baaaaaardzo wcześnie rozpoczęty dzień, który później okazał się najgorszym dniem pod względem zachowania naszej córy. Była przemarudna, przeniedobra i przeupierdliwa. Normalnie mistrzostwo w wykańczaniu otoczenia. Of course nie mogło być inaczej – swoje negatywne fluidy skutecznie przelewała na całą naszą gromadkę.  Prawdziwe kurwiki biły z naszych oczu, a ja zapowiedziałam mojemu biednemu Mężulkowi, że kolejnego takiego dnia nie wytrzymam. Na szczęście w środę odnotowaliśmy lekki spadek wkurwiającej amplitudy, która ostatecznie w czwartek przyjęła poziom satysfakcjonujący każdą z zainteresowanych stron 🙂 Nie wiem o co chodziło tej małej istocie, ale mamy oboje nieodparte wrażenie, że ona sama żyła podówczas zgodnie z zasadą – nie wiem czego chcę, ale chcę to natychmiast!

Dokładnie tak, te bluzy oddają ich dziecięcą naturę 🙂

Obóz przetrwania, czyli silny fundamenty to podstawa

Wspólne podróżowanie daje nam, jako rodzinie, niesamowitą siłę, pomimo tego, że nie jest zawsze ławo. Dzieciaki po każdym takim wypadzie są jeszcze bardziej zgrane ze sobą. Podpatrują nas, jak się zachowujemy w kawiarniach, restauracjach, na ulicy. Uczą się nowych smaków. Poznają ludzi, kultury, języki  i swoje zachowania. A my poznajemy ich 🙂

Od dziś, bezapelacyjnie stwierdzam, że taki wyjazd to prawdziwy obóz przetrwania, który, pomimo tego, że chwilami daje w kość, to rówocześnie nam daje mega pozytywnego kopa do życia! Nie ma szans, żebym zrezygnowała z takich wypadów bo są małe dzieci. Ba! Właśnie dla nich będziemy wyjeżdżać przynajmniej raz na kwartał – dzięki temu poznają nowe miejsca, uczą się życia oraz obserwują. A my? Jaramy się nimi dwie pochodnie. I nawet kiedy umęczeni nimi, padamy na łóżko i zasypiamy równo z dziećmi, to i tak już planujemy gdzie pojedziemy następnym razem 🙂

 

P.S. W drugiej części pokażę Wam gdzie byliśmy i co robiliśmy 🙂 Zrecenzuję Wam też kilka knajpek pod względem dziecioodporności 🙂

Wytrzymali tak 5 sekund 🙂
Pozowanko część pierwsza 🙂
Piękność widzę, piękność!
Kocham <3

 

 

 

You may also like